Z Robertem Raczyńskim, przewodniczącym Federacji Bezpartyjni i Samorządowcy, prezydentem Lubina, rozmawia Łukasz Perzyna.
– Kampania wyborcza jeszcze się nie skończyła, ale czy udało się w jej dotychczasowym przebiegu uzyskać rozpoznawalność Bezpartyjnych Samorządowców jako nowej marki politycznej?
– Ciągle o to walczymy, dostrzegam dobre efekty. Stanowimy świeży produkt na polskiej scenie politycznej. Choćby z tego powodu Bezpartyjni Samorządowcy na łatwy chleb nie mają co liczyć. Ale też nie o łatwy chleb nam chodzi. Nie po to idziemy do polityki, gdzie nie wszystko nam się podoba. Trzeba się rozpychać, takie reguły gry narzuciły główne partie polityczne. Nas nikt o zdanie nie pytał. Gigantyczna praca zaowocowała jednak zarejestrowaniem ogólnopolskich list kandydatów do Sejmu. Uda się jednak zaistnieć. Dotrzemy do wyborców, żeby nas poparli 15 października. Oczywiście nie jest Pan jedynym dziennikarzem, który ze mną rozmowę przeprowadza ale na pewno nie cieszymy się podobnym zainteresowaniem mediów, co gremia kierownicze partii politycznych od lat obecnych w Sejmie. Tylko, że oni wszyscy przez ten czas nie rozwiązali polskich problemów a my znajdujemy sposoby, żeby pomysł na to przedstawić.
– Sprecyzujmy: w wypadku mediów to nie żaden spisek. Po prostu wieloletnie przyzwyczajenie stanowi drugą naturę człowieka?
– Media głównego nurtu rzeczywiście przyzwyczaiły się do dominującego układu partyjnego, wiadomo też, jak TVP wspiera rządzących, z nami zaś przegrała proces, gdy pominęła poparcie dla nas, podając wyniki sondażu. Trafimy do wyborców ze swoim przekazem za pośrednictwem mediów społecznościowych. Staram się odbywać jak najwięcej bezpośrednich spotkań z wyborcami, koledzy w innych okręgach również. To nieprawda, że ludzie nie przychodzą na nie, a słuchają nas uważnie i bez uprzedzeń, w odróżnieniu od mediów ogólnopolskich, o które Pan pyta.
– Czy atak Donalda Tuska na mityngu w Pile w czwartek 21 września br, że Bezpartyjni Samorządowcy są przystawką PiS, zaszkodzi Wam czy pomoże?
– Pomoże nam paradoksalnie, jestem o tym przekonany. Wyborcy dostrzegają, że skoro lider dużej partii nas atakuje, to widać obawia się naszych konkretnych pomysłów. A do nich odnieść się nie chce.
– Podobnie przed rokiem w Radomiu, 26 października 2022 r, Jarosław Kaczyński wygadywał, że samorząd to choroba państwa?
– Działając od lat w samorządzie, forsowaliśmy dla dobra mieszkańców sprawy lokalne i regionalne, nierzadko na kontrze wobec egoizmu wielkich partii i centralistycznych zapędów władzy centralnej, staliśmy się odporni na wyzwiska. Sami za to ich nie używamy. Na kampanię wystarczy nam program. Konkretne projekty. Mamy ich wiele. Dobre recepty na rozwiązanie problemów Polaków. Pracując od lat wśród mieszkańców, poznaliśmy je lepiej niż politycy z central partyjnych, izolowani w swoich gabinetach, niedostępnych z zewnątrz.
– Prezydentem Lubina został Pan zaraz po zmianie ustrojowej, w wieku 28 lat w 1990 r, Sprawował Pan ten urząd do 1994 r. i od 2002 r. pełni go Pan nieprzerwanie za sprawą bezpośredniego wyboru przez ogół mieszkańców . A na Dolnym Śląsku Bezpartyjni Samorządowcy współrządzą. Czy doświadczenie samorządowe przekonuje wyborców do Was, na zasadzie, że skoro poradziliście sobie na szczeblu lokalnym i regionalnym to podobnie będzie w parlamencie?
– Istniejemy od czternastu lat. Na Dolnym Śląsku na pewno łatwiej nam o rozpoznawalność niż w innych regionach. Jeśli o regionie mowa, to naszą wizytówką pozostaje kolej, jej dynamiczny rozwój na Dolnym Śląsku. To lokomotywa rozwoju…
– …nomen omen, jak się mówi?
– Dokładnie tak. Nie kupujemy tylko wagonów ani nawet właśnie lokomotyw, jak czyni się to gdzie indziej. Tylko u nas na Dolnym Śląsku budujemy linie kolejowe i dworce. Inni tego nie robią. Wiadomo bowiem, że łatwiej kupić samochód niż wybudować autostradę. A my tworzymy infrastrukturę, której brakowało. Wkrótce koleją da się dotrzeć do każdego powiatu na Dolnym Śląsku. Ułatwia to ludziom przemieszczanie się choćby do pracy, staje się też motorem rozwoju turystyki, na którą stawiamy. Kolej naprawdę… łączy ludzi.
– A jak udaje się połączyć środowiska, od których utworzyliście nazwę Waszej formacji: bezpartyjnych i samorządowców?
– Nigdy nie mieliśmy z tym problemu, rozumiemy się doskonale, Jeśli wziąć pod uwagę miasta, to tylko tymi największymi powyżej 200 tys ludności rządzą przedstawiciele partii politycznych. W pozostałych bezpartyjni prezydenci stanowią 90 proc. Partie się liczą tam, gdzie przywileje w wyborczej rywalizacji daje im posiadanie rozbudowanego aparatu, utrzymywanego zresztą z naszych, polskiego podatnika pieniędzy.
– Jak rozumiem Wam łatwiej przekonywać wyborców, że obietnicę wprowadzenia bezpłatnej komunikacji spełnicie skoro udało się to już w miastach rządzonych przez Bezpartyjnych Samorządowców?
– Oczywiście, że wzmacnia to naszą wiarygodność. Ale też, przekonując, konkretnych argumentów używamy. W kwestii wprowadzenia bezpłatnej komunikacji chodzi też o równość…
– Żartuje Pan chyba, co ma z nią wspólnego możliwość przejazdu autobusem lub tramwajem bez konieczności kasowania biletu?
– Niech pan spróbuje to policzyć. 60 proc Polaków i tak ma prawo do przejazdu darmowego albo korzysta z rozmaitego rodzaju ulg. Płaci za komunikację pozostałe 40 proc. To akurat ci, którzy dojeżdżają nią do pracy. I pracując, wytwarzają wzrost produktu krajowego brutto, przyczyniają się do rozwoju gospodarczego po prostu. Zawiera się w tym jakaś ironia. Ale gorzka. Trzeba to zmienić. Dlatego z całą powagą w tym kontekście o równości mówię.
– A podatki?
– Partie licytują się co do kwoty wolnej od podatku, jak wysoka ma ona być. Mam wrażenie, że same liczą na to, że po wyborach obywatele szczegółów ich obietnic nie będą już pamiętać. Nasze rozwiązanie jest czytelne i przejrzyste: zerowa stawka PIT. Przecież PIT kojarzy się Polakom z opresją, koniecznością żmudnego wypełniania, lękiem, że coś się wpisało źle, bo mało kto wierzy, że wątpliwości się na korzyść podatnika rozstrzyga. Zarabiają na zwykłych Polakach firmy doradcze. Na ich lęku, czasem strachu. Za to my uważamy, że po ciężkich ostatnich latach, kiedy Polacy mieli wystarczająco wiele powodów do niepokoju, trzeba im ulżyć a nie wzmagać strach do czego zamierzają partie polityczne. Dosyć strachu, Polacy przeżywali go za sprawą pandemii, niepokoi też sytuacja na granicach: wojna w Ukrainie oraz napór nielegalnych imigrantów.
– Za to obiad w szkole, który proponują Bezpartyjni Samorządowcy, kojarzy się z czymś, co bezpieczne?
– Coś więcej nawet w tym dostrzegam, Wspólny posiłek – my chcemy wprowadzić zasadę, by dla dzieci w szkołach był smaczny, zdrowy i bezpłatny – integruje. Od najmłodszych lat buduje wspólnotę. To również wzmaga poczucie bezpieczeństwa. Partie stawiają na reakcje lękowe, żeby zwrócić na siebie uwagę. Postępujemy odwrotnie niż wywodzący się z nich politycy. Uznajemy bowiem, że Polacy mają zbyt wiele powodów do niepokoju, żeby ich jeszcze dodatkowo polityką straszyć.