Robert Raczyński: Polacy potrzebują u steru ludzi, którym ufają
Z Robertem Raczyńskim, przewodniczącym Federacji “Bezpartyjni i Samorządowcy”, prezydentem Lubina, rozmawia Łukasz Perzyna
– Bezpartyjni i Samorządowcy, którym Pan przewodniczy, podjęli decyzję o samodzielnym starcie w wyborach parlamentarnych. Jaki argument przeważył?
– W dużym stopniu oczekiwania społeczne. Tematy samorządowe, najbliższe przecież ludziom, nie są widoczne w debacie parlamentarnej. A w sytuacji kryzysu główne problemy rozwiązuje się w oparciu o struktury samorządowe. Stąd bierze się potrzeba świeżej dyskusji i nowych rozwiązań.
– Z uznaniem o pracy samorządowców wypowiada się dwie trzecie Polaków, podczas gdy działania senatorów korzystnie ocenia co trzeci z nas, a posłów co czwarty. Przywołuję tu dane CBOS. Jak rozumiem tak wysokie wskaźniki zaufania do władzy lokalnej, najbliższej ludziom, miały wpływ na najnowszą decyzję Bezpartyjnych i Samorządowców?
– Polacy potrzebują zagwarantowanej obecności w instytucjach publicznych ludzi, którym ufają. Dlatego warto przenosić zaufanie z samorządów na wyższy szczebel władzy. Innego sposobu niż udział w wyborach, wolna konkurencja, na to nie znamy. W XXI wieku sprawowanie władzy opiera się na zaufaniu, to zasada, łącząca wszystkie sprawnie funkcjonujące demokracje świata. Ta prawidłowość stanowi klucz do zrozumienia polityki.
– Śledziłem przekazy po Waszej decyzji. Chociaż odnosi się do całej Polski, najwięcej uwagi poświęciły jej media wrocławskie, dolnośląskie. Jak przebić się w tej sytuacji z własnym komunikatem do wszystkich?
– Oczywiście, że musimy do ludzi skutecznie dotrzeć z tym, co mamy do powiedzenia. Zamierzamy mówić o zmianach, jakie są potrzebne. Po to stworzyliśmy ogólnopolską federację, aby wspólnie nagłaśniać dobre pomysły i projekty, wychodzące naprzeciw oczekiwaniom obywateli. Na Dolnym Śląsku mamy doświadczenie w rządzeniu na rozmaitych szczeblach: od sejmiku wojewódzkiego po niewielkie gminy. Z nami są jednak również wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast i radni z wielu innych regionów Polski. Istotne dla nas pozostaje doświadczenie Mazowsza. Niezwykle cenię sobie dziesięć lat współpracy z Mazowiecką Wspólnotą Samorządową.
– W wyborach cztery i pół roku temu jej przedstawiciel Konrad Rytel wybrany został jako pierwszy radny niezależny od partii politycznych do Sejmiku Mazowieckiego, a nawet politologowie przyznają, że dostać się tam trudniej niż do parlamentu wielu państw członkowskich Unii Europejskiej, skoro Mazowsze to region wielkości wielu państw UE jak Dania czy Finlandia, a sejmikowa ordynacja nie sprzyjała formacjom stanowiących alternatywę dla partii politycznych. Teraz startujecie do Sejmu. Co samorządowcy mają do załatwienia w parlamencie?
– Wszystkie ustawy zamierzamy badać pod tym kątem, żeby nie szkodziły samorządom a tym samym mieszkańcom, których interes reprezentujemy. Koniec z gnębieniem samorządowców. Gospodarze polskich Małych Ojczyzn skarżą się powszechnie na ograniczenie środków finansowych i powierzanych zadań.
– Albo cedowanie zadań ale bez pieniędzy na ich wykonanie? Czyja to wina, obecnej władzy, która samorządów nie lubi?
– To zarzut nie tylko pod adresem obecnej władzy. Rozmawiamy o procesach, które w praktyce zaczęły się już w 2001 r. z chwilą, gdy władzę objęło SLD…
– …czyli zaraz po przeprowadzeniu reformy samorządowej, z której jesteśmy dumni?
– Kasy chorych zaraz zostały zlikwidowane przez rząd Leszka Millera, a służba zdrowia ponownie scentralizowana. Z wieloma podobnymi procesami mamy również dziś do czynienia. To wybijanie zębów samorządowi. Niezbędnych, by rozgryźć problemy, które w wypadku władzy regionalnej czy lokalnej, ludziom najbliższej, nie są fikcją, lecz wpływają na codzienne życie ludzi.
– Czy podpisałby się Pan pod opinią, że w ćwierć wieku po reformie samorządowej trzeba ją dokończyć czy ściślej, przeprowadzić jej drugi etap?
– Trzeba przejrzeć, co zbudowano i dobrze działa, a co nadaje się do rozebrania. Jak na placu budowy. I zacząć wzmacniać to, co się sprawdziło. Jako samorządowa władza najbliższa przecież obywatelom reprezentujemy ich inicjatywy. Działamy w oparciu o konsultacje z mieszkańcami. Dlatego wiemy, co wymaga naprawy.
– Jak Pan by to ujął z perspektywy Lubina? To zarówno miasto – bohater z 1982 r. – pamiętamy wstrząsającą piosenkę Jana Krzysztofa Kelusa “że Lublin najpierw słyszeliśmy, dowiedzieliśmy się, że Lubin” oddające emocje przy słuchaniu zagłuszanej tamtego tragicznego 31 sierpnia Wolnej Europy… Ale dziś Lubin, którego jest Pan prezydentem, stał się też jednym z najzasobniejszych polskich miast, ze statystyk wynika, że tam sprzedaje się mnóstwo samochodów luksusowych – jak audi – marek?
– Stanowi to efekt pracowitości i przedsiębiorczości mieszkańców. Jednak u źródeł powołania przez nas Federacji “Bezpartyjni i Samorządowcy” i decyzji startu w wyborach do Sejmu znajduje się przekonanie, że polskie samorządy nie dzielą się na bogate i biedne. Wiele ich problemów pozostaje wspólnych. Na pewno nie jest jednak tak, jak wydaje się czasem władzy centralnej, że wszystkie są takie same. Czy w Lubinie czy podobnej wielkości mieście na przykład wschodniej Polski musimy za to powiedzieć to samo: nie możemy organizować służby zdrowia ani oświaty. W obu branżach obowiązują bowiem rozwiązania ogólnokrajowe. I muszą być lepsze. Jeśli dziś chcemy otworzyć szkołę o konkretnym, ciekawym i nowoczesnym profilu nauczania – to sami zrobić tego nie możemy. Podobnie ma się rzecz ze specjalistycznym szpitalem. Dlatego trzeba iść do parlamentu, żeby zmienić to, co źle działa. Inicjatyw obywatelskich nie brak, ale są gaszone. Również ten efekt musimy zmienić. Uruchomić energię obywateli. Samorząd, jak w całej Polsce to widzimy, szybko dokonuje uzasadnionych zmian. Rząd jeśli to robi, to po latach, bo urzędnicza machina wolno pracuje. Wiemy, że Polska nie wygląda… wszędzie tak samo. A tak myśli władza. My rozumujemy inaczej. Przyszłe ustawodawstwo zamierzamy wzbogacić o postulaty wynikające z doświadczenia obywateli. Słuchamy więc uważnie tego, co mówią. Chcemy odejść od kalkowania wszędzie takich samych rozwiązań. Kiedyś przez kalkę się pisało, dzisiaj nikt już jej nie używa. Tylko rząd dalej pisze przez kalkę. Świat od dawna od tego odszedł.