Lustro, które odbija wybór ludzi czyli ostrożnie z ordynacją

Pomysły na zmianę ordynacji pojawiają się przed każdymi wyborami, trzeba pamiętać o tym, że nawet te z pozoru drobne zmieniają życie polityczne. Uczestnicy debaty, zorganizowanej w siedzibie Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej zgadzali się, że powinno się je wprowadzać ze szczególną rozwagą. Grzegorz Wysocki, zastępca burmistrza warszawskiej Ochoty podkreślił, ze samorządowcy są pragmatyczni i wolą się odnosić do gotowych projektów a nie pogłosek. Spory niepokój wzbudzają  sygnały, że PiS szykuje zmniejszenie liczby posłów wybieranych w okręgu wyborczym do 4-5 wobec dotychczasowych 7-20, co może oznaczać, że w przyszłym Sejmie zasiądą reprezentanci tylko dwóch formacji, a ponad jedna trzecia wyborców zostanie pozbawiona swoich przedstawicieli. 

Jesteśmy po wyborach na Węgrzech: jedni mówią, że Viktor Orban wygrał je dlatego, że ordynacja okazała się dla niego korzystna, inni, że z tego powodu, iż jest popularny – podkreślał prowadzący debatę dr Artur Wróblewski, amerykanista i politolog z Uczelni Łazarskiego.

Wskazywano również na polskie paradoksy. Nie większość bowiem u nas rządzi, lecz mniejszość, skoro w wyborach z 2019 r. 44 proc głosów oddanych na Prawo i Sprawiedliwość przełożyło się na 52 proc mandatów w Sejmie. Wróblewski przywołał popularne wśród politologów stwierdzenie, że ordynacja powinna być jak lustro, odbijające wynik wyborów.

Ale to lustro z reguły okazuje się zniekształcone – zauważył dr Maciej Cesarz z Katedry Studiów Europejskich Uniwersytetu Wrocławskiego. Często zresztą politycy, pod pozorem technicznych usprawnień, dodatkowo starają się je wykrzywić. W efekcie lustro niemal nigdy dokładnie nie odbija wyborczych decyzji ludzi. Dla wielu wyborców system ich reprezentacji okazuje się rozczarowaniem. 

Wszelkie zmiany rodzą dalekosiężne skutki polityczne – ostrzegł dr Cesarz.

Do znanego w amerykańskiej politologii pojęcia “gerrymander” odwołał się z kolei Artur Wróblewski. Zbitka ta wzięła się od nazwiska gubernatora Gerry’ego, który w tak korzystny dla swoich sposób wyznaczał granice okręgów wyborczych, że jeden z nich kształtem przypominał salamandrę: stąd wzieła się druga część wspomnianego neologizmu.   

Grzegorz Wysocki wiceburmistrz Ochoty i wiceprezes Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej opowiedział się za stabilnością: obecna ordynacja realizuje jednak konstytucyjną zasadę proporcjonalności. Warto dbać o elementy stałe w prawie wyborczym. Nie oznacza to, że zdroworozsądkowe zmiany nie są potrzebne zwłaszcza w wyborach lokalnych. Tam gdzie się płaci podatki, tam powinno się korzystać z czynnego i biernego prawa wyborczego czyli zarówno móc głosować jak być wybieranym.

W imię tej samej zasady Maciej Cesarz nie dostrzega wielkiego problemu w możliwości, żeby w wyborach samorządowych głosowali Ukraińcy. Tylko u niego we Wrocławiu jest ich 180 tys. Nie tylko tam pracują ale regularnie płacą podatki. O ile w wyborach parlamentarnych głosują obywatele, to w samorządowych mieszkańcy, podobną regułę przyjmuje się w wielu państwach Unii Europejskiej.

Artur Wróblewski wskazał, ze przy wyborach proporcjonalnych głosy się nie marnują, jak przy okręgach jednomandatowych. Co do tych ostatnich, nie zawsze bezasadna okazuje się opinia, że służą głównie bogatym.   

Internautów włączających się do debaty najbardziej interesowało, czy starosta powinien mieć możliwość kandydowania na wójta a także szansa wprowadzenia ordynacji mieszanej. Bulwersowało zaś – prowadzenie przez lokalną władzę stacji telewizyjnej, traktowanej jako tuba propagandy. Przy tej okazji Grzegorz Wysocki upomniał się o niezależne media lokalne: skoro przetrwały czas pandemii nie mogą liczyć tylko na dobre serce wójta, że będzie tam zamieszczał ogłoszenia. Powinny zostać objęte programem wspierania czytelnictwa, który przecież w Polsce istnieje. 

Dziennikarz “Samorządności” spytał o nieoficjalne wiadomości, zapowiadające zmianę ordynacji wyborczej przez PiS w tym kierunku, by do Sejmu zamiast 41 okręgów wyborczych, z których wybiera się od 7 do 20 posłów utworzyć sto, z których wyłaniano by 4-5 posłów, co wedle symulacji sporządzonych na podstawie aktalnych uśrednionych sondaży przez prof. Andrzeja Hennela oznaczałoby, że Sejm przyszłej kadencji składałby się wyłącznie z przedstawicieli dwóch ugrupowań: Prawa i Sprawiedliwości oraz Koalicji Obywatelskiej. Pozostali wyborcy, w sumie 38 proc, byliby własnych reprezentantów pozbawieni.

– To manipulacja PiS, żeby podwyższyć próg wyborczy – ocenił dr Artur Wróblewski. 

Z kolei dr Maciej Cesarz dostrzega w tym pomyśle realizację zasady Carla Schmitta, że w polityce liczy się konflikt: – Widać w tym działanie takie, żeby polaryzować. 

Staramy się być pragmatyczni – wskazał z kolei samorządowiec Grzegorz Wysocki. W imię tego woli odnosić się do ogłoszonych już projektów: – Różne rzeczy można mówić o Jarosławie Kaczyńskim, ale nie to, że jest człowiekiem nierozsądnym. Ten pomysł oznaczałby pomaganie opozycji, żeby się jednoczyła.

Dlatego wiceburmistrz Ochoty nie wierzy w to, żeby PiS przy nim obstawał.   

Klimat do zmian prawa wyborczego nie jest sprzyjający – przestrzegł dr Cesarz. Gdy Polacy zafrapowani są wojną, która dotyka ich wschodniego sąsiada, niepokojące stać się może majstrowanie przy ordynacji. Wrocławski europeista dostrzega ryzyko kolonizacji polityki lokalnej, przenoszenia konfliktów “z góry na dół”, co zawsze okazuje się szkodliwe.    

Łukasz Perzyna
Portal Warszawa i Okolice

Podobne wpisy